Makaron z sosem dyniowo grzybowym to jedno z tych dań, które zdecydowanie nie wyglądają, ale za to smakują! Sos pomimo tego, że jest na bazie dyni, jest wybitnie ciężki, bo zaciągnięty mascarpone. Do tego grzyby… ach, co to były za pyszności!
randka
Dzisiaj zapraszam Cię na kolejny przepis (już drugi), który zdecydowałam się przygotować na konkurs Kopernika. Nie zyskał on uznania jury, za to nasze – a i owszem. Niebanalne połączenie składników spowodowało, że piersi kaczki w sosie piernikowo – wiśniowym staną się hitem nie tylko świątecznego stołu, ale tego bardziej eleganckiego, a jednak codziennego również.
W oryginale powinna być tutaj wołowina, a nie powinno być pomidorów, ale cóż – przecież kuchnia jest od tego, aby się w niej smacznie bawić, czyż nie? Porc Bourguingnon, czyli pieczony gulasz wieprzowy z pomidorami w totalnie moim wydaniu będzie Cię bawił swoją łatwością w wykonaniu. Będzie cieszył Twój najedzony pysznym daniem brzuch. Natomiast Twój portfel naprawdę Ci za to danie podziękuje!
Nie daj się zwieść, a już z pewnością nie daj się przestraszyć dość długiej liście składników i opisowi przygotowania. W tym przypadku (jak i w wielu innych) pozory naprawdę mylą.
W oryginalnym wykonaniu tego dania potrzebowałabyś ciężkiego, mocno nasyconego wina, najlepiej jakby był to właśnie Burgund. Ja nie miałam, więc użyłam innego, jakiś resztek z zamrażalki (teraz wpadłam na pomysł, że takiego nasycenia można dodać poprzez dolanie odrobiny soku z czarnych porzeczek, ale nie próbowałam, więc za efekty nie odpowiadam 🙂 ).
To danie jest idealne na szpan nie tylko wśród znajomych, ale również w oczach bliskiej osoby. Danie na randkę? Proszę bardzo! Powiedz, że przygotowanie tej pysznej kolacji zajęło Ci trzy godziny, a masz gwarantowane plus dziesięć do zajebistości 🙂
Składniki na pieczony gulasz wieprzowy dla około 4-6 osób:
- ok 1 kilograma dość chudego mięsa wieprzowego (ja użyłam szynki)
- 150 g dobrej jakości boczku wędzonego (albo w plasterkach, albo w kawałku)
- 1 puszka pomidorków koktajlowych w puszce (ew. ok 200 g pomidorków i pół puszki przecieru pomidorowego)
- 2 czerwone cebule
- ok. 10 szalotek (opcjonalnie, ja tym razem nie miałam, ale jeśli dostaniesz to polecam, bo smakują wybornie)
- 4 spore marchewki
- 2 pietruszki
- 1 mały por
- 2 łodygi selera (jest mniej nachalny w smaku niż jego bulwa, no i nie rozgotowuje się na nieprzyjemny w smaku selerowy budyń)
- 200 g pieczarek
- kilka suszonych grzybków (opcjonalnie, ale wg mnie warto je dodać – dają niesamowity aromat)
- 3 łyżki mąki 1
- 3 łyżki oliwy 1
- 2 łyżki masła
- 200 ml czerwonego wina wytrawnego lub półwytrawnego (ja mam pomrożone resztki, ale kto broni otworzyć nową butelkę? 🙂
- 300 ml bulionu (może być z bulionetki lub mrożony)
- 1 łyżeczka suszonego tymianku lub kilka drobno posiekanych gałązek świeżego tymianku
- 2 listki laurowe
- sól i pieprz do smaku
Pieczony gulasz wieprzowy – Wykonanie:
Standardowo zacznij od mięsa. Oczyść je ze zbędnych błonek i pokrój w spore, około trzy do czterech centymetrowe kawałki. Przełóż je do miski i równomiernie oprósz dwoma łyżkami mąki, solą i pieprzem. W tym czasie na patelni podsmaż pokrojony boczek (albo w paski – jeśli był plasterkowany, albo w kostkę, jeśli był w kawałku). Podsmażony zdejmij z patelni, ale pozostaw na niej wytopiony z boczku tłuszcz. Do patelni dodaj łyżkę oliwy i partiami na większym ogniu podsmażaj kostki mięsa, tak, aby nabrały koloru. Gdy jedna się podsmaży – zdejmij z patelni i podsmaż kolejną, w razie konieczności dodawaj oliwę przed smażeniem.
Marchewkę i pietruszkę pokrój w większe kawałki (ja przecięłam je wzdłuż na pół i na kawałki odpowiadające wielkością mięsa). Cebulę pokrój w piórka. Pora, podobnie jak łodygi selera, pokrój w półksiężyce. Jeśli masz szalotki – obierz je tylko z łupinki i przekrój wzdłuż na pół. Pieczarki pokrój na połówki lub ćwiartki – zależnie od tego, jak są duże. Suszone grzybki zalej odrobiną wrzącej wody.
Gdy mięso będzie podsmażone – odłóż je z pozostałą częścią na bok. Wykorzystując ciągle tą samą patelnię dodaj do niej jedną łyżkę oliwy i dwie łyżki masła, a następnie wrzuć przygotowane wcześniej warzywa. Wszystko odrobinę posól i popierz czarnym pieprzem, dodaj liście laurowe oraz łyżkę mąki, wymieszaj dokładnie. Podsmażaj pilnując aby mąka się nie przypaliła około pięciu do maksymalnie dziesięciu minut.
Do warzyw wlej wino i poczekaj, aż alkohol odparuje. Po około 3 minutach dodaj bulion, pomidory, suszone grzybki wraz z wodą w której się namaczały, wszystko zagotuj dodając w między czasie tymianek i ew sól i pieprz do smaku. Teraz czas na główną gwiazdę dania, czyli mięso i boczek – dodaj je do warzyw. Wszystko powinno być przykryte płynem.
Naczynie szczelnie przykryj i wstaw do nagrzanego do 150 stopni piekarnika na 3 godziny. Na pół godziny przed końcem – odkryj danie, ale nadal nie mieszaj.
Podanie 🙂
Mówiąc szczerze – Porc Bourguingnon, czyli pieczony gulasz wieprzowy z pomidorami najlepiej mi smakuje dnia następnego – ponownie podgrzany w piekarniku – góra i dół, 170 stopni przez pół godziny. Mega!
Idealnie smakuje ze świeżą, francuską bagietką, ale nasze polskie kopytka dadzą radę 🙂 Mój Mąż zajadał się tym gulaszem łącząc go z kaszą pęczak – ze wszystkim co wchłonie chociaż trochę tego pysznego sosu będzie przepysznie.
Smacznego!
Gosia
Zanim pojawili się Oni
Przed zajściem w ciążę wychodziliśmy z M. bardzo często. Nie zawsze były to ukwiecone kwiatami i okraszone romantyczną muzyką eleganckie randki, ale były. Często gęsto wychodziliśmy na wspólną kawę (bo kawa w tygodniu to JUŻ randka :), czy na ciasto i kawę z dolewką. Ten nasz czas był dla nas obojga zawsze priorytetowy i bardzo ważny. Lubimy tę bliskość, wspólne rozmowy i trzymanie się za ręce. Notabene po ponad dziewięciu latach związku, będąc gdzieś razem ciągle musimy stykać się co najmniej stopami 🙂
I kto to mówi 1
Wspominałam już kiedyś, że nasze dzieci są bardzo wyczekane. Gdy zaszłam w pierwszą ciążę, byliśmy tak szczęśliwi, że nawet przez myśl nam nie przeszło, że o to właśnie płyną nasze ostatnie chwile bezpardonowego spędzania czasu sam na sam. Że ja już nie jestem tylko żoną, ale i matką. Że M. staje się dumną głową rodziny. Ciążę przeszłam w przekonaniu, że będzie ciężko, ale damy radę. Oczami wyobraźni widziałam naszą dwójkę w kinie, gdy w tym samym czasie dziecko smacznie śpi utulane w babcinych ramionach.
Nie zaskoczę Cię, jeśli powiem, że życie wszystko zweryfikowało. Na pierwszą randkę wyszliśmy ponad JEDENAŚCIE miesięcy po narodzinach syna… wiem, dramat. Jednak dużą część winy ponoszę ja. Łatwo by było zrzucić wszystko na mężczyznę, ale nie u mnie. Fakt, mógł się bardziej postarać, ale to ja stawałam opór. Mogłabym się tutaj rozpisywać o nici łączącej matkę z dzieckiem, o trudnościach pierwszych miesięcy, o makabrycznie trudnym karmieniu. Miało to niezaprzeczalny wpływ. Jednak mi przede wszystkim trudno było zostawić dziecko z kimś, w kogo oczach robię wszystko źle. Wielokrotnie się ścinaliśmy jak dwie płyty tektoniczne na temat zostawienia młodego z dziadkami chociaż na kilka godzin. Kończyło się to na kłótni i temat był odkładany na półkę. Aż do czasu gdy…
Do czasu gdy wziął sprawy w swoje ręce i postawił mnie przed faktem dokonanym. Poinformował mnie, że w za kilka dni wychodzimy. Mam się wyszykować i być psychicznie przygotowaną na wyjście tylko i wyłącznie z nim. Stawiając za priorytet nas – zorganizował za moimi plecami opiekę dla młodego. Czułam w sobie zarazem gniew i podekscytowanie. Gdy nadszedł ten tak długo wyczekiwany dzień randki – od rana ze stresu nic nie mogłam zjeść! Jak przyszło co do czego, to wychodziłam z domu na trzy raty, a do momentu wejścia do auta płakałam cztery!
I kto to mówi 2
Z drugą ciążą poszło jakby szybciej niż z pierwszą. Trochę niespodziewanie, bo „już” po roku okazało się, że ponownie rośnie we mnie mała istota. Radość ogromna, ale i szok! Dopiero co ułożyliśmy harmonogram życia z jednym dzieckiem, a tu już drugie 🙂 Była radość, ale był też strach. Ciąża zagrożona. Przez osiem miesięcy brałam leki, nie mogłam się wysilać i nie daj boże zaziębić. Dzięki naszej położnej, która prowadziła pierwszy poród, oraz lekarce z rozsądkiem wypisanym na twarzy – nie musiałam przeleżeć tych miesięcy w szpitalu. I chwała im za to! Bo dwóch innych chciało mnie kłaść od razu. Moja lekarka wyszła z założenia – jesteś dorosła, to Twoje dziecko, leżenie w szpitalu nic dobrego Ci nie da – ufam, że będziesz szanowała to małe życie pod sercem. Jak powiedziała, tak też zrobiłam. Natomiast samo zagrożenie mocno ograniczyło nasze możliwości wyjścia. Pomimo to obiecaliśmy sobie wówczas, że nie dopuścimy do tego, aby nasze randki czekały tak długo, jak przy pierwszym dziecku. I co? I dupa blada!
Na koniec marca, dwa lata po narodzinach syna, urodziłam córkę. Kiedy wyszliśmy na randkę? Tydzień temu, czyli prawie dziewięć miesięcy po porodzie. Progres jakby jest, może przy trzecim poszłoby jeszcze sprawniej? 😀 Tego już się nie dowiemy 🙂 A! W między czasie jeszcze było wesele u przyjaciół, ale przyznajmy sobie szczerze – wesele to nie randka 😀
Kwestia przyzwyczajenia
Jeśli natomiast chodzi o moje emocje związane z wyjściem z domu i zostawieniem dzieci. Przy córce już nie było płaczu, nie było wychodzenia na raty, ucieczki po cichaczu coby dzieci nie widziały jak starzy dezerterują i co gorsza się z tego cieszą! Od rana była mega ekscytacja i napięcie – ale takie wiesz, pozytywne. Takie z motylami w brzuchu. Takie, za jakim tęskni kobieta siedząca z dzieckiem w domu. Mąż pełen dumy przechadzał się ze mną po sklepach, po knajpach, i kawiarniach. Ja z podniesioną głową szłam z nim za rękę wystrojona w odświętną kieckę. A to wszystko bez konieczności przewijania, karmienia, łapania i ganiania dwóch małych stworów, które wówczas bezpiecznie męczyły dziadków 🙂
Każde takie wyjście jest swobodniejsze nie tylko dla nas, ale i dla dzieci. Bo i my czujemy, że nie wyrządzamy im tym żadnej krzywdy, a i one czują z tego czysty fun. No i opiekunowie mogą po położeniu sobie wreszcie odpocząć (nie oszukujmy się – dziadki zapewniają im tyle rozrywek, że akurat z ich zasypianiem po takich wrażeniach nie mamy żadnych obaw!). No i najważniejsze! Na takim wyjściu, szczególnie jeśli zdarza się ono relatywnie rzadko – nie rozmawiajcie o dzieciach! To moim skromnym zdaniem jeden z symptomów przepracowania na stanowisku – JA MATKA, który niestety dotknął również mnie.
Symptomy, że na randkę powinnaś wyjść dużo wcześniej, gdy:
- zamiast się cieszysz – stresujesz
- co pięć minut zastanawiasz się co u dzieci
- co dziesięć męczysz Męża, żeby wysłał smsa do dziadków – jak dzieci
- będąc w galerii handlowej z Mężem – bez dzieci, kupujesz coś dla dzieci
- (o zgrozo!) nie umiesz rozmawiać z Mężem na inne tematy, niż Wasze potomstwo (bądź co bądź z pewnością cudne, ale do jasnej cholery – nie ma ich teraz z Wami!
Ja zapomniałam o tym, kto był pierwszy. Pomimo wiedzy, przeczytasz książek, artykułów i wpisów. Brak było pomocnej duszy, która by nas na to nakierowała, wspomogła, ukazała problem. Ja musiałam dojść do ściany, jeśli chodzi o moją psychikę, żeby wreszcie wyjść. Nie jest łatwo i nigdy nie zakładałam, że będzie. Ba! Jestem przekonana, że z biegiem czasu też nie będzie – z różnych względów. Tym większą satysfakcję dały mi motyle w brzuchu!
P.S. Ale po co to wszystko?
Ktoś spojrzy na tą sytuację z boku i właśnie tak zapyta ‚po co Ci to wszystko? Przecież wiedziałaś na co się decydujesz!’. No jasne, że wiedziałam! Na szczęśliwy dom i RODZINĘ, nie dzieci, nie obrazek, ale właśnie rodzinę. A na taką cudowną jednostkę społeczną składa się nie matka w worku pokutnym przyszyta do dzieci, ale szczęśliwa kobieta. Nie ojciec zatyrany, żeby zarobić hajs na kredyt i zabawki, ale spełniony mężczyzna. Dzieci są cudnym i niezastąpionym dopełnieniem rodziny i tego nikt im nie odbiera. Ale czy moment narodzin dziecka i pokochania go miłością dożywotnią, ma być tożsamym z zabraniem miłości do męża i do samej siebie? Przecież mama i tata, to także kobieta i mężczyzna. Nas też łączy miłość i którą musimy i przede wszystkim – chcemy pielęgnować! Zamykanie młodych matek w domu z dziećmi i ze szmatką to stereotyp starszych pokoleń (często naszych matek). Patrzą na to przez pryzmat „widzimisie” zapominając, że dzięki takim właśnie „widzimisie”, współcześni zmęczeni życiem rodzice (czyli my) jesteśmy razem, a nie obok siebie.
A czy to przypadkiem nie jest podstawą?
P.S. Mężu, jeśli to czytasz, przypominam Ci co mi obiecałeś oprócz noszenia na rękach 🙂 Czekam z niecierpliwością!
Photo by Nathan Walker on Unsplash
Dzisiaj na blogu klasyczna pizza na cienkim cieście – czyli sprzątanie lodówki. Zainteresowani? To zapraszam 🙂
Ciasto jest cienkie, bo takie lubię najbardziej. Jeśli wolisz na grubszym cieście – zrób albo jedną, albo po prostu zwiększ proporcje składników na ciasto. Pizza w każdym razie wychodzi wyśmienita. Serio, dawno nie jadłam tak pysznej pizzy, tym bardziej domowej, jak ta, którą ostatnio popełniłam z okazji dnia pizzy. Zakrawa to o lekki narcyzm, ale cóż – nie będę Was po prostu oszukiwała 🙂
Gruszkowa tarta z łososiem to idealna propozycja na spotkanie ze znajomymi, fajną ciepłą kolację (nie) tylko we dwoje, a w dodatku to co zostanie super nadaje się na dzień następny jako drugie śniadanie do pracy lub szkoły 🙂 Jest to jedna z dwóch tart jakie kiedyś przygotowałam na dla znajomych (drugą była tarta z dynią).
Risotto z cukinią i cydrem – jedno z najdelikatniejszych jakie kiedykolwiek jadłam. Pyszne, lekkie i bardzo proste w wykonaniu. Cydr dale super posmak słodkich jabłek i kwaśnego cydru. Idealne na kolację we dwoje. Podane z białym winem rozbudzi wszystkie zmysły 🙂
Po risotto z grzybami miałam ogromną ochotę na wypróbowanie jakiejś delikatniejszej wersji tego dania, najlepiej pasującej do łososia, którego miałam w lodówce. Poszperałam trochę po internecie i znalazłam inspirację na cytrynowe risotto z łososiem na stronie jednej na najbardziej fascynujących „kobiet kulinarnych”, czyli Nigelli Lawson.