Tak, jestem mamą. Podobno zadbaną mamą, ale czy to wypada? Może za(nie)dbana matka, z worami pod oczami, w rozciągniętym dresie to w Polandii jednak ta lepsza matka?
Mam jedno dziecię. Jedno, acz wymagające. Wiem, że to wakacje w porównaniu z większą gromadką szczebioczącego szczęścia, ale tym bardziej nie widzę powodu, żeby się nie starać być nie tylko matką. Być kobietą, żoną, kochanką (dla M.!) i przyjaciółką. To wszystko na przekór temu, że nie mam czasu. Bo nie mam. Na nic, zawsze, serio! Ciągle coś jest. Pranie, karmienie, prasowanie, przebieranie, spacer, gotowanie, obiad, zmywanie, mycie, sprzątanie. W międzyczasie czytanie bajek, zabawa w „a ku ku” i tona mokrych całusów (tzw. glonojadów, które u-wiel-biam :)).
Dbam o siebie, przynajmniej się staram. Nie chodzę co tydzień do fryzjera, ani do kosmetyczki, nie mam czasu na zakupy ciuchowe, ale również nie chodzę po domu w dresie. Wstaję razem z M. i naszym dzieciem około szóstej rano, siedem dni w tygodniu. Do ósmej jestem ubrana w jakieś ładny, ale wygodny ciuch, oko pomalowane (chociaż kreska i tusz do rzęs), włosy ułożone no i po śniadaniu. Oczywiście dziecię też już ogarnięte – przebrane, nakarmione, pobawione. Na spacer wychodzę uczesana, w ładnych ciuchach, ubrana przede wszystkim w uśmiech i dobre słowo dla spotkanych ludzi. Bo dobra energia powraca! Z szoku nie mogę wyjść kiedy ktoś oceniając mnie po okładce za moimi plecami plecie, że pewnie zamiast dziecku ugotować to sobie paznokcie robi, że pewnie dziecko to mi całe dni przesypia (chciałabym!) itp, itd. Dlaczego się pytam? To znaczy, że jeśli waga pokazuje tyle co przed ciążą, a ja wyglądam kobieco i seksownie (jak śmiem!) to nie jestem już dobrą matką? No tak, bo to przecież z daleka powinno być widać, że jestem kobietą uciemiężona życiem, że rodziłam naturalnie (bo cc to nie poród!) przez co najmniej 24 godziny i że jestem tak zatroskana dobrem dziecka i męża, że nie mam czasu się umalować i założyć ładnej bluzki. Mhmmm….. no chyba coś się niektórym pomieszało pod tymi czerepami.
Tak mnie natchnęło po tym, jak w weekend wyszłam z M. pierwszy raz od porodu na randkę. Założyłam szpilki (pamiętałam, jak się w nich chodzi, hurrrra :)), ultrakrótką czarną sukienkę i poszliśmy na kolację. Z pewnością nie wyglądałam jak za(nie)dbana matka. Miny ludzi – bezcenne! Za to mina M. Och, dla niej dużo warto zrobić 🙂 A więc dbajcie o siebie drogie Panie, Mamy i Kochanki! Dla siebie i dla tych mężczyzn też. Bo nic tak nie poprawia kobiecie humoru, jak pociągłe spojrzenia mężczyzn (tych nie swoich), podczas gdy Wasz z dumą Was pocałuje, co by zademonstrować czyje jesteście (i tu pole bitwy dla feministek :)).
Sexi buziaki dla Was :*
Gosia